Jechaliśmy rankiem do Wałbrzycha przez oblepiony śniegiem postindustrial. W fabrycznych budowlach przez wybite okna wystawiały głowy młode brzozy. Wszystko, co cenne, było doszczętnie opędzlowane przez pokolenia nieustraszonych ludzi z niewielkimi wózeczkami napędzanymi kołami od rowerów. Pomiędzy resztą wykwitły zachodnie stacje benzynowe, karłowate piekarnie i domy starców, małe warsztaty samochodowe reklamowane pociętymi kawałkami blachy, która ma przypominać auta w ruchu zawieszone w próżni. W plecaku obijały się o siebie buteleczki z czarnym płynem, wyłuszczałem bratu szczegóły wypadu: „mamy stówę od matki, więc na pierwszy nocleg jest. Meldujemy się, idziemy na deptak, szukamy drużyn starszych babek. Uśmiechamy się, przymilamy się, proponujemy produkt, opychamy produkt. „Za ile?”, brat spytał. „Hm, trzeba zacząć od ceny zaporowej. Albo inaczej, podchodzisz lub podchodzimy, mówimy: powróżyć pani za dwie stówki? Babka oczywiście odpowie: zmykaj, hultaju, oszukańcu. My do niej: co pani, co pani, to nie koniec naszych możliwości, oferujemy pani, tutaj następuje wielki szok wraz z wyjęciem ampuły, eliksir młodości. Babka, jak to babka, skontruje, „czy ja wyglądam tak staro”? „Pani, staro? Jeśli ktoś tak pani powiedział, my się nim zajmiemy, proszę pokazać, który to kalecznik?” Kobiecina się zaśmieje, co będzie oznaczać, że zbliżamy się do transakcji. Nie zapominaj o kontakcie wzrokowym i cielesnym, tu komplement, tu oczko, tu dotknięcie ramienia. Targujemy się i spuszczamy do pięciu dych, mniej nie ma mowy, trzeba szanować produkt”, zaśmiałem się i zacząłem bazgrać w skroplonej parze na szybie. Odmalowałem babki jako kropki i nas, większe kropki. „Atak, atak, atak, sprzedaż”, zniszczyłem bohomazami całe szklane płótno. Brat wyjął małe winko, pociągnęliśmy po łyku. „Wigilia za dwa dni, tam może nie być babek. I drugie, czemu nie sprzedajemy w tych szklankach na przykład soku porzeczkowego, też jest ciemny”. „Primo, jak się dostaje przydział z NFZ na sanatorium, to się przyjmuje, niezależnie od daty. Primo dwa, sok by nie zadziałał, a tutaj łykasz i coś ci wibruje w głowie, możesz to nazwać nawet młodością, sam poczułeś, nasz towar nie jest trefny”. Kamil ruszył szyją, patrząc na swojego brata jak na mądrego człowieka, co mnie ucieszyło.
Fragment
Mamiko
Sardynka Kornel Maliszewski
Oprawa miękka |
ISBN: 978-83-639-0630-6 |
EAN: 9788363906306 |
Liczba stron: 148 |
Format: 14.5x21.0cm |
Cena detaliczna: 39,70 zł |
28,43 zł
23,69 zł - najniższa cena z 30 dni przed obniżką
39,70 zł - cena detaliczna
Dodaj do koszyka
Do koszyka
Kup w pakiecie
Kupuj więcej i oszczędzaj
Opis
Inni klienci sprawdzali również
Inne książki z tej kategorii
Recenzje
Zapraszamy do napisania własnej recenzji, możesz wysłać do nas tekst przez formularz.
Powiedz, co sądzisz o tej książce
Dodaj recenzję+
Komentarze
Podziel się opinią z innymi czytelnikami i fanami księgarni.
Komentarze nie są potwierdzone zakupem