To opowieść, która roztacza roślinne aromaty. Ba! Sama okładka pachnie lawendą, więc każde czytanie zaczynamy od...wąchania.
Historia tkana jest czułością. Do natury i człowieka. Bo gdy ruszasz w ślad za babcią Różą, to wracasz z bukietem nieznanych sobie roślin. Bo każda Babcia to alejka dobra, ciepła, ale i tajemnic, którą chce się podążać. A potem pielęgnować te wspomnienia przez bycie całe. Bo nic cenniejszego ponad nie.
Spotkasz tu melisę, aronię, pokrzywę. Bedą mieszanki herbat niczym maleńkie, zimowe ogrody - taniec listków, płatków, kolorów. Wkraczamy w łąkową magię, która choć tak blisko ziemi, to jakby z nieba była.
Poznajemy główną bohaterkę - dziewczynkę bez imienia, bo ono nadzwyczajne być musi. Jej Brat to Rumianek, bo rumiany taki. A kim będzie ona? Dzieci u babci znajdują przystań, bo rodzice w wir pracy wciągnięci. Są przecież rzeczy ważne. Zatem wiejskości, sielskości i beztroski doświadczają. Jakbym dzieciństwo własne czytała...
To zdarzenia nadają nam tożsamość. Tak się i w tej, szepczącej przyrodą, lekturze dzieje. Fioletowy koniuszek nosa staje się symbolem miłości dziewczynki do babci, jej poświęcenia i niesionego ratunku. A skoro fiolet to Lawenda. Jest i imię wyjątkowe. Szyte na miarę.
Jest tu życiodajna moc ziół, ale przede wszystkim relacji, bo to one są nasionami, z których kiełkuje człowiek. Ze swoją empatią, "byciem dla", wrażliwością.
Gdy zadziewa się trudne dzieci muszą do betonowego miasta wrócić, choć życie zawodowe rodziców nie stało się mniej intensywne. Wciąż ich obecności brakuje. Deficyty bliskości krzyczą. Są za to specyficzne Ciocia Żaba i Ciocia Wujek. Zamykające spontaniczność w ciasną puszkę "nie przeszkadzać" i "kłopotu nie sprawiać", stały się jedynymi kierunkowskazami. A wiecie jak to najczęściej bywa, gdy się wolność chce stłamsić. Na przekór.
Lawenda więc przyjaźń z kotami nawiązuje. Ba! To więź nadzwyczajna, bo zwierzaki mówią. Nie bądźcie zbyt dorośli, a i Wy zrozumiecie ich język. Jest Wichurek z rozwichrzoną sierścią, szarobiała Chmura i Grzmot, prężący się w kształt pioruna. Miau!
Toczy się tu wzruszenie. Babcia Róża mieszka "Pod Jesionami", choć jesionów nie ma tam wcale. Czy jest szczęśliwa? Bez rodziny, w obcym miejscu. Lawenda tęskni za staruszką, ziół suszeniem i jej prostym byciem. Myśli, jak babci prawdziwy dom, a nie pozorami bycia u siebie pleciony, sprawić. Jak oddać jej to, co otrzymała od niej bezinteresownie? Zjawia się i Oset czyli Miłek z dziadkiem swoim, któremu działkowy skrawek ziemi jest sensem. Jest więc miedzypokoleniowość, przemijanie i troska, zamiast odwracania wzroku od przemijania.
Co ważne dla mnie, nie mamy tu nadmiaru bodźców. Chaosu, patosu, zbyt rozkrzyczanych wrażeń. Promieniuje jakiś spokój. Powrót do korzeni. Matki Ziemi. I ilustracje, które swymi barwami koją, a nie niepokoją. Kołyszą po dziecięcemu. Są też przygody. Są i tajemnice. Nie zawsze łatwa rodzinność, która jednak uczy nas siebie nawzajem. Niejedna łza nam w oku zatańczy.
Bo na wszystkie problemy znajdzie się lek w aptece natury.
Jak Dziurawiec.
Na smutek każdy.
Komentarze
Podziel się opinią z innymi czytelnikami i fanami księgarni.
Komentarze nie są potwierdzone zakupem