Tylko wygnani wiedzą, co czai się poza lasem… Szepczą, co czai się w Dzwonie Wiedźmy – lesie, do którego grzesznicy idą, by umrzeć. Mieszkańcy miasteczka nazywają go Żarłocznym Lasem, bo to, co zostaje zabrane, nigdy nie wraca. Tylko ci, którzy postradali zmysły, odważyliby się tam zbliżyć. Albo wygnani. Maevyth Bronwick wie, żeby nie zapuszczać się w mgliste labirynty drzew, ale tragiczny obrót wydarzeń zmusza ją do przekroczenia bramy z kości, której nie przekroczył jeszcze żaden śmiertelnik. Granicy, za którą znajduje się mroczny, fantastyczny świat, równie niebezpieczny, co uwodzicielski. To tam mieszka on – przeklęty pan Eidolonu. I to jemu powierzono ukrycie jej przed bractwem magów, które pragnie ją zgładzić w imię pradawnego proroctwa. Zevander Rydainn – najzimniejszy i najbardziej wyrachowany zabójca w całej Aethyrii – prędzej rzuciłby swoją zadziorną podopieczną watasze krwiożerczych ogniodraków, niż próbował ją chronić. Gdyby tylko mógł. Krew Maevyth stanowi klucz do złamania dręczącej go klątwy i unicestwienia zła uśpionego w Dzwonie Wiedźmy. Na nieszczęście lorda Rydainna los ma wobec tej kuszącej śmiertelniczki inne plany. A jego rosnąca obsesja na jej punkcie grozi zniszczeniem wszystkiego. Włącznie z nim samym.
Pewnych granic nie przekracza się. Jednak czasem ich złamanie to jedyne wyjście, poza tym ostatecznym. Co czeka po drugiej stronie? Mity zawierają ziarno prawdy, a prawda bywa bardziej nierzeczywista niż legenda. Jedno tylko jest faktem, niezaprzeczalnym i od jakiego nie da się uciec: teraz wszystko zmieniło się i nigdy już nie będzie takie jak wcześniej. Las nie bierze jeńców, przyjmuje tylko ofiary. O tym wie każdy, lecz niekiedy nie ma się wyboru i przekroczenie bramy z kości to jedyne co pozostaje. Maevyth została zmuszona do tego przez dramatyczną sytuację i zdaje sobie sprawę, że nie ma już dla nie odwrotu. To, co ją czeka zna z legend, nie zna nikogo, kto wróciłby z tamtego miejsca. Nie spodziewa się, że Zevander stanie się jej opiekunem. Dużo można by powiedzieć o tym mężczyźnie, ale jedno słowo wystarczy – zabójca, najlepszy z najlepszych. Dlaczego więc właśnie on ma zapewnić komuś takiemu jak ona bezpieczeństwo jeśli sam jest dla niej zagrożeniem? Pradawna przepowiednia wyraża się dosyć jasno, lecz nie ma w nic o dziewczynie, która nie zamierza ślepo podporządkować się komukolwiek. Czy uda się ocalić ją, kiedy prawie każdy czyha na jej kruche życie? Magia i morderczy zawód to wcale nie aż tak dużo w tym przypadku, zwłaszcza, iż Maevyth zdaje się nieustannie testować cierpliwość Zevandera i nie jedynie to. Tych dwoje to nie ogień i woda, lecz dwa płomienie mogące pochłonąć się nawzajem, czy są gotowi na to, co wydarzy się kiedy połączą siły? Jakie to dobre? No cóż to ogromne niedopowiedzenie. „Anathema” ma w sobie wszystko i o wiele więcej czyli robi wrażenia już na wstępie, a później wzrasta. Mrocznie, gotycko, kontrastowo i tajemniczo, to tak w bardzo w skrócie, ale tak naprawdę każdy rozdział to część większej całości wyłaniającej się powoli jak z gęstej mgły. Jednak nie do końca, wciąż większość spowita jest nimbem sekretów i zagadek, granica pomiędzy rzeczywistością a legendą jest zatarta. W tej historii nic nie jest niemożliwe, kolejne strony udowadniają to z nawiązką, lecz nie w nadmiarze. Keri Lake wie jak połączyć mrok i światło, to drugie nie rozjaśnia, a jedynie podkreśla to pierwsze, pokazuje kształt, natomiast szczegóły pozostają w lekkim cieniu. Drugi plan jest nieodłączną częścią opowieści i chociaż się w nią wtapia to nie daje o sobie zapomnieć. Obojętnie czy jest monumentalnym zamczyskiem czy chatą w lesie dodaje niuansów głównym scenom oraz głębi. Wyobraźnia autorki wykreowała świat, gdzie pomiędzy dobrem i złem nie ma wyraźnej linii, takiej jest pierwsze wrażenie, lecz gdy zagłębimy się w lekturę odkrywamy istotę jednego i drugiego oraz szary pas pogranicza, pokazujący jak niewiele brakuje by znaleźć się po jednej lub drugiej stronie. „Anathema” to również romans z rodzaju slow burn, jednak daleki od tego z czym kojarzymy ten gatunek. Bardziej akcent pada na burn i to jest odczuwalne. Emocje buzują, dają o sobie znać, trudno je ukryć i stale rosną. Pozostają jeszcze bohaterowie, jakich w proste ramy z pewnością nie włożymy, mający niejedną tajemnicę w zanadrzu, otoczeni znakami zapytania, będący chodzącą łamigłówką. Keri Lake nie boi się użyć grozy, z mroku wydobywa to, co w nim najciemniejsze, obdarza postacie temperamentem i buntowniczymi charakterami oraz pełną niedopowiedzeń przeszłością, burzliwą teraźniejszością, a co z przyszłością? W tej wydarzyć może się niejedno, lecz na pewno spokój będzie okupiony przez bohaterów walką, nie jedynie z wrogami, ale i samym sobą.