Nigdy nie zapomnę, jak do pierwszego tomu podchodziłam chyba z 4 razy. Odkładałam książkę i wracałam. Pewnego dnia zaczęłam słuchać audiobooka i uwieźcie mi przepadłam na wieki. Dziś przychodzę z recenzją trzeciego tomu cyklu demonicznego „Wojna w blasku dnia. Księga I" Polecam czytać poklei i według harmonogramu, bo wtedy nie ominie was nic, co warte jest uwagi. Nie ukrywam, że tutaj było spokojniej, ale znając twórczość autora, wyobrażam sobie, że to cisza przed burzą.
Wspólna walka przed złem może prowadzić do zgrzytów np. ze względów pochodzenia, wierzenia, przekonań. Każdy z naszych bohaterów ma swoją wizję przetrwania albo doprowadzenia ludzi do władzy. Muszę przyznać, że uwielbiam Inevere, która w tej części pojawia się bardzo dużo, i to jest na wielki plus. Jestem chyba jedyna, która cieszy się, że o niej czyta. Poznacie ją lepiej, przez co wiele się wyjaśni. Miałam kłopot z tymi Krasjańskimi pojęciami, przez co musiałam się zatrzymywać i cofać, albo zastanowić się, ale w żaden sposób nie ujmuje to książce. Jestem pod ogromnym wrażeniem dla pomysłu autora, że pomysł z runami nie okazał banalny ale strzałem w dziesiątkę, bo w każdym tomie poznajemy wzbogacenie runów, przekształcanie ich żeby były lepsze, silniejsze jednym słowem, mamy progres.
Dużo się wyjaśnia np. w kwestii hierarchii demonów oraz to jak postrzegają ludzi. Mogłabym pisać, co jest w książce, ale to mija się z celem i byłoby wiele spoilerów. Zachęcam do poznania dobrze znaną z poprzednich tomów ekipę ludzi, przy których nudzić się nie będziecie. Biorę się za drugą część, bo to jedna z tych powieści, którą zabierasz do łazienki, czy do zarwania nocy.
Komentarze
Podziel się opinią z innymi czytelnikami i fanami księgarni.
Komentarze nie są potwierdzone zakupem